1992/93: Rawia - Lechia 3:2(1:1)
Podobno każda wielka drużyna musi mieć swój legendarny mecz. W przypadku piłkarzy Rawii stało się tak dokładnie 25. kwietnia 1993 roku - wtedy to rawiczanie po dramatycznym meczu pokonali na stadionie przy ul. Spokojnej, ówczesnego lidera Lechię Zielona Góra 3:2(1:1).
To były rozgrywki ówczesnej Ligi Międzyokręgowej, fachowa nazwa Okręg: Leszno - Legnica - Wrocław. Był to ówczesny czwarty poziom rozgrywkowy w Polsce, choć oczywiście obowiązywał zupełnie inny podział ilościowy, było znacznie więcej grup - także w wyższych ligach, itd. Nie znano wtedy jeszcze w ogóle pojęcia IV. liga, nie trzymano się też jeszcze kurczowo regionalizacji. Jak widać, w tamtych realiach Rawia rywalizowała z drużynami z dzisiejszego woj. Dolnośląskiego i Lubuskiego.
Trójkolorowych prowadził wówczas Marek Polowczyk. Ten były piłkarz Sarnowianki i właśnie Rawii - jako szkoleniewiec rawiczan zadebiutował nieco rok wcześniej - również na ówczesnym czwartym szczeblu rozgrywek. Już wtedy "niebiesko-biało-czerwoni" uchodzili za groźną drużynę, aczkolwiek nie na tyle by włączyć się do walki o awans w sezonie 91/92.
Kolejny sezon - ów 1992/93 - również potwierdzał wysokie aspirację rawiczan. Drużyna Rawii niemal przez całą jesień 1992, znajdowała się w pierwszej czwórce drużyn tej ligi. Nikt jednak nie mówił głośno o awansie, choć były ku te pewne przesłanki. Szczególnie pamiętne 5:1 na Spokojnej, z silną wówczas Pogonią Świebodzin (zajęła ostatecznie 3. miejsce na końcu sezonu), zdawało się potwierdzać te aspiracje.
Wiosna 1993 nadal potwierdzała dobrą formę naszych piłkarzy. Trójkolorowi mieli trochę szczęścia na inaugurację, pokonując u siebie ledwie 2:1 Czarnych Żagań, choć to goście momentami sprawiali korzystniejsze wrażenie. Mimo tego, w następnych meczach "Duma Rawicza" nadal skrzętnie gromadziła potrzebne do walki o awans punkty. Najpewniej drużynie przyszło pokonanie w Prochowicach ówczesnego Mirexu (aż 5:0!) oraz tydzień pózniej na Spokojnej, ekipy ze środka stawki - Chojnowianki Chojnów (3:0). Rawiczanie dość szybko usadowili się na wiosnę w pierwszej trójce drużyn tej ligi, a następnie wyprzedzili w tabeli własnie w/w Pogoń Świebodzin. Przed nimi w tabeli była jedynie zielonogórska Lechia, uważana za murowanego kandydata do awansu.
W okolicach Wielkanocy ekipa Trójkolorowych była już pewnie usadowiona na drugim drugim miejscu, ledwie punkt straty za Lechią - było więc nieomal pewne, ze właśnie 25. kwietnia 1993 r. dojdzie w Rawiczu do wielkiego hitu, pomiędzy wiceliderem a liderem tabeli. Gdy ledwie tydzień przed tym starciem - Rawia pokonała na wyjeździe zawsze groźny Promień Żary (3:1), wiadomo już było że na Spokojnej pod koniec kwietnia zasiądzie komplet publiczności.
Tydzień przed meczem sytuacja w tabeli wyglądała następująco: Lechia - 36 pkt, Rawia - 35 pkt. Wtedy doszło jednak do precedensu - zielonogórzanie postanowli w środku tygodnia rozegrać awansem swój mecz z Mirexem Prochowice. Wygrali pewnie aż 7:1, w kuluarach mówiono, iż była to tzw. celowa "zagrywka" mająca opowiednio wystraszyć naszych zawodników...
Na szczęście ówcześni piłkarze Rawii "nie pękali" - ja się mówi potocznie i nie wystraszyli się faworyta do awansu. Tego dnia jednakowóż na stadionie przy ul. Spokojnej miała paść odpowiedź na ważne pytanie - czy Trójkolorowi są w stanie rywalizować z drużynami takiego formatu, czy są w stanie poradzić sobie także z drużynami poziomem dobijajacymi nawet III. ligi?
To była słoneczna niedziela, 25.04.1993 - początek o 17.00. Pamiętam widok tej masy ludzi sunącej na stadion już jakieś półtora godziny przed meczem. Mnóstwo wiary! Godzinę przed meczem dosłownie szpilki nie można byłó gdzie wcisnąć, tak wielkie było zainteresowanie meczem na szczycie.
Nie ukrywam, że po tylu lat - prócz własnej pamięci - będę posiłkował się także relacją prasową rawiczaniana Włodzimierza Jędrzejczaka, wtedy reportera "Panoramy Leszczyńskiej". Jak donosił w ówczesnej relacji dla "PL" red. Jędrzejczak - także w przedmeczowej rozmowie trener Marek Polowczyk był świadomy tego, iż będzie to bardzo ostry mecz, w którym będzie walka o każdy metr boiska, o zwycięstwie zdecyduje środek pola i uważna gra w obronie.
Pan Jędrzejczak swój artykuł w PL zatytuował zresztą wymownie "Zawałowy mecz Ravii" - było tak zresztą w istocie... Jeszcze bardziej oryginalny tytuł dał Jacek Witczak, piszący już wtedy dla "ABC" - krótko, acz treściwie "Pycha ukarana!" Dziennikarz był wyraźnie zniesmaczony zachowaniem zielonogórskich piłkarzy przed meczem, którzy wyraźnie dawali odczuć, iż lekceważą zespół gospodarzy.
Przejdźmy do samego spotkania. Pełne trybuny, słoneczna pogoda, grupa szalikowców Ravianki zagrzewająca naszych ulubieńców do walki... W pierwszej połowie rawiczanie grają z wiatrem, ale niezbyt im to pomaga... Od samego początku ostra walka, widać że "Trójkolorowi" są nieco stremowani, a zielonogórzanie uzyskują lekką przewagę. W 3. minucie napastnik Lechii ma świetną okazję, na szczęście po jego uderzeniu głową, piłka minimalnie przelatuje nad poprzeczką bramki Krzysztofa Izydorczaka. Po chwili kolejny groźny strzał na bramkę naszego bramkarza - popularny "Izi" łapie uderzenie zza linii szesnastu metrów. Niestety, w 15. minucie Rawia traci jednak gola - bo błędzie naszego golkipera jest 0:1, bramkę dla przyjezdnych strzela Kędziora.
Na trybunach nastroje minorowe, chociaż jak to wtedy w Rawiczu bywało, szalikowcy dzielnie "ciągną" doping, a pojedyńczy kibice w ostrych i mało parlamentarnych słowach zachęcają do próby przejęcia inicjatywy. Próbuje "urwać" się nieodzałowanej pamięci Paweł Murawski, ale zostaje brutalnie powstrzymany. Próbuję dzielnie Piotrek Cheba - jest pilnowany jednak bardzo uważnie przez obrońców Lechii, podobnie jak grający wtedy jeszcze z przodu Sławomir Żmuda.
Tym niemniej po stracie bramki gra ofensywna Rawii wyraźnie się ożywia. Akcje miejscowych są nadal nieco chaotyczne i wyraźnie nerwowe, ale coraz częściej to właśnie gospodarze goszczą pod bramką zielonogórzan. Są próby strzałów z dystansu - najpierw strzela Sławomir Duda, następnie Piotr Cheba, ale bez efektów. Piłkarzom ofensywnym Rawii jest trochę łatwiej przedostawać się pod bramkę przeciwnika, bo świetnie spisuje sie w tym okresie także defensywa zespołu: wiodą w niej prym takie postacie jak 21-letni Krzysztof Kendzia, ledwie 16-tni Jacek Biernat i 20-letni Piotr Staniszewski. Zespół z Rawicza powoli zyskuje przewagę - wreszcie w 36. minucie całym stadionem wstrząsa gromkie "JEST" - to Przemysław Staniszewski kapitalnym strzałem z dystansu daje wreszcie wyrównanie i nadzieję. Na trybunach euforia, choć jeszcze przed przerwą Lechia próbowała dwukrotnie groźnie "szarpnąć" pod bramką rawiczan.
Druga połowa początkowo nie zapowiada owego "zawałowego meczu". Trójkolorowi - jakdyby uwierzyli w swoje umiejętności i w skupieniu budują swoje kolejen akcje Wspaniale gra w pomocy Piotr Cheba, dzielnie sekundują mu Przemysław Staniszewski i Sławomir Żmuda. Gra Rawii wyraźnie się zazębia - nasi piłkarze przejmują kontrolę na środkową strefą boiska, a goście grają w tym momencie typowo "z kontry". Jakież jest więc zdziwienie publiczności, gdy w 71. minucie tracimy "głupią" bramkę na 1:2 - Krzysztof Izydorczak popełnia kolejny błąd, w niegroźnej sytuacji odbija przed siebie piłkę po strzale z boku pola karnego... Dopada do niej napastnik gości Michalski i pewnie pakuje piłkę do siatki. Na trybunach grobowa cicha, przemieszana z wściekłością...
Po kolejnej minucie jest jednak niespodziewanie znowu remis, tym razem 2:2! Wystarczyło wznowienie gry od środka boiska boiska, trzy-cztery szybkie wymiany piłki, by Sławkowi Żmudzie udał się znakomity strzał - akurat na bramkę od stronu dzisiejszego basenu. Na trybunach znowu euforia, do końca jeszcze 18. minut, nadzieję na zwycięstwo i 2 punkty (wtedy) ożywają.
Rawia, zwłaszcza gdzieś od 80. minuty zaczyna coraz bardziej dominować na boisku - mnóstwo ostrych spięć, fauli, ale pomimo tego gospodarze coraz pewniej operują piłką, przynajmniej do okolic pola karnego przyjezdnych. Lechia w końcówce spotkania jest już wyraźnie cofnięta do defensywy, jakby zadowolona z remisu. Trójkolorowi w natarciu, brakuje jednak czystych, klarownych sytuacji bo zagęszczona obrona gości do nich po prostu nie dopuszcza. Wreszcie jednak fortuna uśmiecha się do dzielnych gospodarzy - w 88. minucie urywa się na lewej stronie Krzysztof Faryniuk, ścina lekko do środka, ściagając na siebie obrońców Lechii, po czym inteligentnie podaje na 8-9 metr przed bramką zielonogórzan - gdzie czeka już nieobstawiony słynny Paweł Murawski. Popularny "Burek" decyduje się na szybki strzał z pierwszej piłki i płasko uderzona futbolówka wpada tuż koło bezradnego bramkarza. 3:2 dla Rawii!!! Na trybunach istny szał, atmosfera niesamowita, piłkarze Rawii zadowoleni powoli wracają na swoją połowę.
Ostatnie minuty - o czym takim jak doliczone minuty nikt wtedy nie słyszał - to oczywiście rozpaczliwy zryw Lechii, granie na tzw. "aferę" i wrzutki, ale Rawia jest już skoncentrowana i uważna do końca. Wreszcie koniec i entuzjazm jakiego na Spokojnej chyba ai wcześniej ani już później nigdy ne oglądano!
Zapamiętałem szalikowców Rawii, przeskakujących przez niskie ogrodzenie, by za chwilę rzucić się z gratulacjami w objęcia piłkarzom - było ich bodaj kilkunastu - sami zawodnicy, choć radośni, zachowywali się jednak dość powściągliwie, jakby niejako zdziwieni tym wybuchem euforii ze strony fanów. Pamiętam, ze w tym momencie chyba wszyscy na stadionie stali i bili brawo, a po chwili Spokojna dziarsko odśpiewała gromkie "dziękujemy". Najładniej skończył swoją relację red. Jędrzęjczak - ładnie opisał stan w którym wszyscy byliśmy - "olbrzymia radość w Rawiczu, olbrzymie dalsze nadzieje"
Dodaj komentarz